Właśnie wróciliśmy z czterodniowego pobytu w miejscowości Lodwar, niedaleko jeziora Turkana. Mieszkaliśmy u wspólnoty Komboniańskiej prowadzonej przez Meksykanina Rico. Turkana to nie tylko nazwa tego ogromnego akwenu wodnego, ale także plemienia zamieszkującego tamte tereny.  Mają ostrzejsze rysy twarzy niż Pokot i wyglądają jak typowi wojownicy (zwłaszcza kobiety). Różną się też fryzurą, kobiety mają irokezy zrobione z maleńkich warkoczyków, a mężczyźni noszą figlarne kapelutki. Wszystkie kobiety (nawet małe dziewczynki) mają na szyi ciekawą biżuterię, która przypomina kołnierz ortopedyczny zrobiony z korali.

Plemiona zamieszkujące tą część Kenii traktują krowę jako najcenniejsze zwierzę, „chodzący bank”. Czasem  mówi się nawet, że w hierarchii rodziny najpierw  jest mężczyzna, potem krowa a potem dopiero kobieta. I Pokot i Turkana uważają, że wszystkie krowy świata są ich własnością, co jest przyczyną konfliktów międzyplemiennych. Często są to bardzo poważne sytuacje, całe wioski są mordowane w odwecie za „skradzione bydło”.
Krowa jest także walutą przy zawieraniu małżeństw. Pan młody przed ślubem, musi oddać  ojcu swej wybranki odpowiednią ilość krów, często ustalaną na podstawie wyglądu wybranki. Niektóre z nas również zostały wycenione, także nasi rodzice mogą być zaskoczeni, gdy zamiast córki wróci kilkadziesiąt dorodnych krasulek.

Przejeżdżając przez miasteczka i wioski wzbudzaliśmy spore zainteresowanie.  Ludzie widząc nas wołali (pisownia fonetyczna) „hałaju Łazungu” czyli w wolnym tłumaczeniu „jak się macie białaski”. Dla niektórych (zwłaszcza dla małych dzieci) był to pierwszy raz kiedy widzieli białą kobietę, widać było ekscytację na ich twarzach.

Mimo, iż Turkana leży tylko 150km od Amakuriat, panuje tu zupełnie inny klimat. Amakuriat leży w górach, dni są ciepłe , ale w nocy temperatura spada nawet o kilkanaście stopni. W Turkana natomiast temperatura przez całą dobę jest wyższa niż 30 stopni Celsjusza(dowiedzieliśmy się, że tam jest teraz zima, więc latem jest jeszcze cieplej). Krajobraz jest typowo pustynny, drogi różnią się od tych w Polsce, nie ma asfaltu, jest tyko piasek i kamienie. Po kilku godzinach podróży po takiej drodze, często wracamy, poobijani i wykończeni. Jazda przypomina intensywny trening na siłowni połączony z sauną i solariumJ.

Podczas pobytu mieliśmy czas na odrobinę lenistwa nad jeziorem. W czterech słowach: słońce, palmy, woda i plaża.

Pierwszym niemiłym akcentem był prysznic z karaluchem, który wybrał naszą łazienkę na swój wakacyjny pobyt. Niestety panujący tam klimat przyciąga inne bardziej niebezpieczne okazy: JADOWITE PAJĄKI i SKORPIONY.  Powstał nawet suchar na ich temat.” Przychodzi karaluch do skorpiona i pyta – Jak myślisz, kto jest gorszy ja czy ty?. Na to skorpion bez zastanowienia odpowiada – Pająk! (ha ha ha)”. Żarty żartami, ale musiałyśmy spędzić 3 noce ze świadomością, że w każdej chwili paczka jadowitych przyjaciół może wpaść na imprezę. Dodatkowo na podłodze w łazience leżało tajemnicze jajo, którego nie tknęłyśmy przez kolejne 2 dni bojąc się, ze wykluje się  z niego mały smok. Dopiero interwencja męskiej części naszej grupy rozwiała nasze lęki. „ Tajemnicze jajo” okazało się być zwykłym kamieniem…

Ciekawym doświadczeniem było uczestnictwo w typowym turkańskim pogrzebie. Obrzędy są zbliżone do polskich, jednak wciąż panują tam plemienne zwyczaje. Jednym z nich jest chowanie zmarłego w obejściu domu. Przed zasypaniem piaskiem, na trumnę kładziono kamienie. Po usypaniu kopca na wierzch układa się znowu kamienie i wkłada się w ziemię cztery patyki, które oznaczają miejsce pochówku. Interesujący był też wygląd samej trumny, która była w cętki.

Pobyt w Lodwar był okazją do integracji z inną grupą wiekową niż dzieci. Jedno popołudnie spędziłyśmy na grze w siatkę, nogę i potem znowu w siatkę z tamtejszymi chłopakami. Imię Agnieszka okazało się być typowo indiańskie, a widząc czerwoną z wysiłku twarz naszej koleżanki i jej lekko skośne oczy, chłopcy nie mieli wątpliwości, że właścicielka tego imienia jest rdzenną mieszkanką Ameryki.