Niespełna 6 godzin zajęło nam w piątek odwiedzanie wiosek położonych w rejonie Mafi-Kumase. Ostatnie dni są dla nas intensywne – przed powrotem do Polski chcemy zrobić tak dużo, jak tylko jest to możliwe. Nie zdążyliśmy jeszcze rozdać wszystkich przedmiotów szkolnych, które przywieźliśmy ze sobą, wykorzystujemy więc każdą sposobność, aby to uczynić. Aby dotrzeć do jednej z wsi, musieliśmy zapuścić się w głęboki busz, i odciąć od większej cywilizacji. Terenowym pickupem, za „stery” którego siadła tym razem Madzia (należy zwrócić uwagę, iż jako driver spisała się perfekcyjnie :)), ruszyliśmy w podróż do enklaw, w których czas płynie wolniej, z dala od zgiełku i wyścigu po laury. Po Eucharystii w trzech językach – ewe, angielskim i polskim, rozdaliśmy rekwizyty, włącznie z plecakami, które zrobiły niesamowitą furorę (również w gronie nauczycielskim). Reakcja Ghańczyków jak zwykle zmusiła nas do szukania porównań z Polską. Tu, w Afryce, wyprawka szkolna jest rarytasem, u nas natomiast chlebem powszednim – czymś, na co nie zwraca się już większej uwagi.

Po południu czekał nas kolejny wyjazd i spotkanie z ghańską młodzieżą. I znów wyruszyliśmy w miejsce, które z trudem odnaleźć na mapie. Czasem można odnieść wrażenie, że sięgamy krańca świata. Tam właśnie spędziliśmy kolejne kilka godzin, mając okazję uczestniczyć w nietypowej adoracji – odbywała się ona niemal całkowicie po ciemku, a afrykańskie śpiewy były tak głośne, że niemal pękały nam uszy. Część z nas została tam na noc, a część wróciła do ośrodka w Mafi-Kumase. W sobotę znów wszyscy się tam spotkamy, licząc na kolejne niespodzianki.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Reklama