Archive for 27 września, 2012


Pogrzeby w Ghanie wyglądają zdecydowanie inaczej, niż u nas. Uczestniczyliśmy dziś w przygotowaniach do ceremonii pogrzebowej. Ciekawostką jest to, że człowiek, który ma zostać pochowany, zmarł w… czerwcu. Od tamtego momentu spoczywa w chłodni. Uroczystość przeciągnięto w czasie ze względu na chęć zaproszenia siedemdziesięciu przywódców okolicznych wiosek (denat bowiem był strażnikiem lokalnego czakramu i uważany był za ważną personę). W trakcie pożegnania nieboszczyk zostanie posadzony w charakterystycznej pozycji, związanej z wykonywaną funkcją. Nauczycieli na przykład sadza się za biurkiem.

Popołudnie było czasem skupienia, będącym podsumowaniem kolejnego mijającego tygodnia, a w gruncie rzeczy całego wyjazdu. W trakcie adoracji, odpowiedzieliśmy sobie na kilka istotnych pytań – między innymi, jak postrzegamy swój pobyt w Ghanie i jak doświadczenie misyjne wpłynęło na naszą wiarę i postrzeganie Boga. Podczas rozważań spadł ulewny deszcz, jakiego tutaj wcześniej nie widzieliśmy. Można go postrzegać w kategorii swoistego katharsis :).

Rozmowa z misjonarzami o bogatym stażu zawsze jest czymś wzbogacającym. Nie inaczej było dziś wieczorem, kiedy w przyjemnej atmosferze spotkaliśmy się całą wspólnotą, i wymienili spostrzeżeniami na temat misji, a także mentalności ludzi mieszkających w Ghanie. Towarzyszył nam Ojciec Giuseppe, który jest prawdziwym obieżyświatem – pracę duszpasterza rozpoczął w Togo w 1974 roku, później 17 lat spędził w Stanach Zjednoczonych, by finalnie znaleźć się w Ghanie i stworzyć „In my Father’s house”.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Reklama

Dzisiejszy wpis chcemy rozpocząć od wspomnienia ważnego wydarzenia, które miało miejsce wczorajszego wieczoru w kaplicy. Zebrane dzieci pod przewodnictwem katechisty Justina wzięły udział w referendum, w którym zajmowały stanowisko w sprawie zasadności karmienia ich fasolką. Wolą większości głosów wyraziły sprzeciw wobec obowiązku jej spożywania. Po wielu burzliwych przemówieniach, w tym głównie Eli, udało się je przekonać o walorach zdrowotnych fasoli 🙂

Do Mafi-Kumase przyjechaliśmy, z myślą, by z bliska przyjrzeć się na czym polega praca misjonarza. Środowy poranek rozpoczęliśmy od zwiedzania pobliskiej szkoły prowadzonej przez o.o Kombonianów. Naszą uwagę w sposób szczególny zwróciła klasa, w której uczy się 100(!) uczniów.

Resztę dnia spędziliśmy na odwiedzinach w outstations, czyli w placówkach dojazdowych, którym pomagają Kombonianie. W rejonie Mafi-Kumase jest ich całkiem sporo. Razem z ojcem Rubenem odwiedziliśmy. m.in. szkoły w których zostawiliśmy zebrane na animacjach artykuły szkolne. Ich stan techniczny jest tragiczny. „Budynek” szkolny to nic innego jak kawałek blachy podpartej drewnianymi palami, pomiędzy którymi ustawione są „ściany” z gliny. Pod tym zadaszeniem ustawione są ławki, biurko i tablica. W niedługiej przyszłości planowane jest jednak otwarcie murowanego budynku, który obecnie jest w budowie.

 Zawitaliśmy również do kilku miejscowości m.in. do Tsakpo Kutime, Yorkutikpo, Sasiekpe, Kpelebe, Agoe, Fiekpe, w których mieliśmy się spotkać z katechistami i mieszkańcami. Otwartość z jaką nas przyjęli będziemy długo pamiętać. Poczęstowano nas lokalnymi specjałami, takimi jak pieczona w ogniu kasawa, kokos czy prażone orzeszki ziemne. Część naszej grupy (Kamil, Gosia i Sieka) zmierzyła się też z procesem osuszania mąki. Ich poczynania wywołały uśmiech na wielu twarzach. Opuszczając ostatnią wioskę, jej mieszkańcy obdarowali nas smakołykami, które wcześniej tak bardzo nam smakowały.

 W drodze powrotnej Kombonianin wspomniał, że w każdej z odwiedzanych przez nas miejscowości, jest jakaś przychodnia. Opieka zdrowotna nie jest tu jednak darmowa, przez co wielu mieszkańców nie może sobie na nią pozwolić.

 Jutro kolejny dzień wrażeń.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.