Trwająca blisko 2,5 godziny msza święta otworzyła kolejny dzień w Abor. Czas ten upłynął w oka mgnieniu. Nawet tutejsze dzieci nie miały kłopotu z „wytrwaniem” w zainteresowaniu – ciekawie wypowiedziane kazania, połączone z afrykańską muzyką, dodały eucharystii polotu i animuszu. Wszystko zresztą było tu jakieś inne, nietuzinkowe i nieszablonowe. Nawet ubiór tutejszych mieszkańców robił wrażenie. Okazuje się, można się modlić długo i żarliwie.
Tuż po obiedzie czekał już na nas autokar. Wraz z grupą niespełna stu dzieci wyruszyliśmy nad ocean – jak wiele sprawiło im to radości, nie sposób opisać. Ogromne fale oraz silny prąd, a także złocista plaża, były bodźcem do świetnej zabawy dla wszystkich – i młodszych, i starszych. I znów granice „wizualne” fantastycznie udało się zatrzeć. Nie było mowy o jakichkolwiek podziałach – Polacy, Ghanijczycy, a także obywatele Środkowej Afryki znów stanowili jedność, jak gdyby żadnych różnic pomiędzy nimi nie było.
Chrześcijaństwo jednoczy. Zwalcza dystans i przełamuje mury. Przekonujemy się o tym już od pierwszego dnia. Dzięki temu cel naszej misji staje się jeszcze bardziej wyrazisty, a to, co robimy, nadaje sens naszemu istnieniu. Nie będzie to trwać wiecznie – przyjdzie czas, aby spakować się i ruszyć dalej w trasę, ale fantastyczne przeżycia pozostaną na długo.